poniedziałek, 11 maja 2009

Mów mi Gringo


Brazylia powala na kolana. A w szczegolnosci Brazylijczycy. To zdecydowanie najfajniejszy narod jaki kiedykolwiek spotkalem. Przesympatyczni ludzie, wiecznie weseli i zadowoleni. Kiedy tylko pojawiamy sie w jakims miasteczku, jestesmy bacznie obserwowani przez wszystkich dookola. Ci bardziej odwazni i ciekawscy podchodza od razu, inni musza przyzwyczaic oczy do bialej skory, wypic browarka i wtedy przychodza. Kiedy decydujemy sie zostac w jakims miasteczku na dwa, trzy dni, poznajemy tam od 20 do 40 osob! Wszyscy sa niezwykle sympatyczni! Oferuja nam miejsca w swoich domach, jedzenie, poznajemy ich rodziny i przyjaciol. Trzeba przyznac, ze nie jestesmy turystami. Podrozujemy przez najbardziej codzienne zycie przecietnych Brazylijczykow. Pierwszych turystow spotkalismy dopiero w Pantanalu, po 3,5 tygodnia w Brazyli! Taki wlasnie jest autostop, najfajniejszy sposob podrozowania. Nigdy nie wiesz gdzie wysiadziesz i kogo spotkasz, dokad pojedziesz i co sie wydarzy. Zrobilismy juz prawie 4 tys kilometrow przez pol Brazyli! Mimo tego, co mowili, ze to bardzo trudne i niebezpieczne. Nawet jeden rodowity Brazylijczyk na pytanie o autostop w jego kraju odpowiedzial jednym wyrazem: "suicidio" (port. samobojstwo).
Brazylia jest gigantyczna i wspaniala. Przejechalismy przez osiem roznych stanow tego kraju. Kazdy stan jest inny. Tyle podobienstw co roznic. I przede wszystkim jezyk. W kazdym stanie mowi sie inaczej. Sa wyrazy w portugalskim, ktore potrafie powiedziec w trzech roznych dialektach. Teraz jestesmy w Mato Grosso, jak dotad najfajniejszym stanie, prawie trzy razy wiekszym od Polski. Jedziesz droga i przez ponad 100km nie ma domku ani wioski. Za to przez szose przechodza weze, krokodyle i mrowkojady. Po wielu przygodach, raz lepszych, raz gorszych, dojechalismy w okolice Pantanalu. Przekroczylismy kolejna strefe czasowa i teraz dzieli nas z Polska szesc, a nie piec godzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz